Coś z tymi szkołami nie tak...
Ponieważ jestem rocznikiem wyżu demograficznego, jednego z największych po wojnie, sprawa dostania się do szkół jest mi trochę znana. W związku z powyższym sięgnęłam do rocznika statystycznego, żeby zerknąć jak to było w latach 90-tych, kiedy to roczniki 1980-1986 szły do szkół ponadpodstawowych, a jak to wygląda teraz.
Więc w roku 1983 urodziło się 723 tyś. dzieci, jak by nie patrzeć mniej więcej tyle samo za 14 lat będzie zdawać egzamin do liceum. Zaglądając do rocznika statystycznego z roku 2000, widzę, że w roku 1998 w liceach ( bez techników) - było 809 tyś. uczniów. W roku 1999 już 864 tyś. uczniów.
Teraz jeden rocznik który zdaje do liceów/techników/zawodówek liczy ok. 358 tyś. urodzonych (2004), czyli cały rocznik to połowa tego co było w samych tylko liceach w roku 1998.
Mimo utworzenia gimnazjów, a potem ich likwidacji, budynki szkół się nie zmieniły. To nadal są te same budynki liceów, co w roku 1998, to są te same klasy. Jak ja szłam do liceum w moim LO było 6 klas pierwszych, w drugim liceum u mnie w mieście, było 5 klas pierwszych. W sumie szkoły przygotowały 400 miejsc w najlepszych w dwóch liceach. Nie przypominam sobie, żeby dobry uczeń nie dostał się nigdzie, ani też tego, że uczyliśmy się do godziny 20-tej, na dwie zmiany.
Teraz mamy kumulację dwóch roczników, gdzie suma urodzonych to właśnie stan na rok 1998, zakładając, że wszyscy chcą iść do liceów to miejsca powinny się znaleźć dla wszystkich- skąd lament?
Nie jestem absolutnie zwolennikiem byłej Pani Minister Edukacji, ani obozu rządzącego, ale ze szkołami jest coś nie tak? Może się mylę, ale czy to nie brak nauczycieli powoduje zmniejszenie liczby uczniów o połowę? ....
Zdjęcie ze strony: Pixabay.com
Komentarze
Prześlij komentarz