My pokolenie '80 - dzieci z polskiego zoo.




Tak to ja, urodzona na początku lat 80tych w średniej wielkości miejscowości. Jestem z tego pokolenia, którego dzieciństwo przypadało na okres komuny, stanu wojennego, pustych półek i szarości. Wiele osób wspomina z rozrzewnieniem tamte czasy, jako cudowne, spokojne i szczęśliwe. Ale kto tak nie wspomina swojego dzieciństwa? Zapytałam mojej  96-letniej babci, która urodziła się w 1923 roku, co wspomina najlepiej z całego swojego życia, odpowiedziała, że dzieciństwo w Brześciu nad Bugiem. Mój ojciec rocznik 1947, najbardziej wspomina swoje wyjazdy na całe wakacje do dziadków na wieś, moja mama rocznik 1960, najlepiej wspomina jak była mała i kąpała się w przydomowej rzeczce. A syn siostry, rocznik 1992 najmilej wspominał plac zabaw pod swoim blokiem. Wiec nie ważne w jakim ustroju się urodziłeś, najmilej wspominasz dzieciństwo jeżeli było ono szczęśliwe pod względem rodzinnym, a nie ustrojowym.
Ja wspominam z nostalgią pobyty u mojej babci, ale nie dlatego, że to były cudowne czasy, ale dlatego, że już nie ma, ani tych miejsc, ani tych ludzi. Dziadkowie i ich sąsiedzi już nie żyją, budynki zostały zburzone, ale nie dlatego, że zmienił się ustrój tylko dlatego, że miały 100 lat i groziły zawaleniem, nieruchomości, które kiedyś należały do mojej rodziny zostały sprzedane, droga została przebudowana, supersam w którym stałam z babcia godzinami po kawę, upadł. Pamiętam te czasy w których, były puste półki i pamiętam jak babcia mnie brała do kolejki i szeptała mi na ucho żebym poprosiła o kawę dla mamusi bo może Pani da nam 2. Pamiętam jak starszy Pan mi dawał cukierki z Niemiec( NRD), bo jego córka tam mieszkała i mu przysyła. Dzieliłam je po jednym na każdy dzień żeby mieć na dłużej. Pamiętam biedne dzieci które przychodziły na działki i dziadek im pozwalał zbierać śliwki i jabłka z drzew. Pamiętam jak mnie zaprosili na urodziny i głupio mi było coś jeść bo oni nic nie mieli, a ja dzięki mojej rodzinie sporo więcej. Mama czasami mi załatwiła czekoladę prawdziwą z zachodu to też było święto. Buty i ciuchy miałam zawsze po kimś, bo nie było w sklepach, a nawet jak były to marnej jakości lub brakowało rozmiarów. Raz udało jej się kupić dla mnie buty Pumy, też z Niemiec. Pamiętam jak funkcjonowało słowo "załatwić". Przez słowo załatwić rozumiano: załatwić mięso na święta lub kartki na mięso, załatwić drewno na opał, załatwić sukienkę na bal, załatwić mieszkanie, załatwić wizytę lekarską, załatwić paliwo, załatwić meble, załatwić kartki na cukier, załatwić papier toaletowy....
Nie kupowało się, tylko się prosiło i odkupowało =załatwiało. Trzeba było liczyć na czyjąś dobrą wolę. Chodziłam do Pewexu i Baltony, żeby popatrzeć na wystawę. Na to jak wyglądają zabawki, prawdziwa Coca cola i dżinsy Wranglera. Tam kupowało się za dolary, ale dolarów nie było, kantorów też nie, więc waluty też się załatwiało. Pamiętam jak w 1989 roku rodzice ZAŁATWILI dla mnie paszport, abym mogła wyjechać z nimi do Danii. Pierwsze co chciałam zobaczyć do duży market. Chciałam zobaczyć jak wyglądają pełne półki i wolność wyboru. Bo tu nie chodzi o to by kupować i konsumować tylko o wolność. Wolność pójścia do sklepu i wybrania czegoś co nam się podoba i pasuje, a nie tego co akurat łaskawie nam na "rzucili". O wolność mieszkania jak się chce i gdzie się chce, a nie płacenia latami na książeczkę mieszkaniową i to nie gwarantowało mieszkania, bo na przykład, trzeba było być w związku małżeńskim. Wolność jedzenia, nikt nie chce żeby mu mięso czy cukier ktoś na kartki wydzielał. O wolność zatrudnienia, a nie nakazu pracy gdziekolwiek. O zwykłą wolność zakupu, a nie proszenia się na około aby ktoś łaskawie odsprzedał swój przydział bo akurat chrzciny w rodzinie wypadły. Pamiętam jak nastały lata 90, jak nasze życie się zmieniło. Mama mogła mnie zapisać na prywatne lekce angielskiego, bo można było w końcu legalnie prowadzić własną działalność gospodarczą i każdy mógł robić to co w życiu chciał, a nie musiał. W końcu można było poprostu pójść do sklepu i kupić sobie batonika, Coca Colę i fajną kurtkę. Już nie musiałam patrzeć na wystawy w Pewexie. Nie musiałam chodzić do szkoły w granatowym mundurku tylko w normalnych ciuchach, miałam plecak, a nie obrzydliwy tornister. W końcu każdy mógł się wyróżniać, a nie wszyscy wyglądali tak samo. Zaczęłam jeździć we wakacje na obozy sportowe, a nie na obrzydliwe kolonie z zakładów pracy do obskurnych śmierdzących ośrodków z marną opieką i jedzeniem. Do tej pory wyjazdy te wspominam traumatycznie, brudne łóżka, myszy w domkach, stęchłe łazienki, pomalowane farbą olejną, jedzenie jak dla świń. Tylko miejsca były ładne, bo ludzie z nad morza zawsze jeździli w góry.
Mieliśmy czarno-biały mały telewizor, po '89 roku tata kupił kolorowego Goldstara (teraz koncern LG) to był dla nas szok, ale dużo bardziej pamiętam ten dzień w którym uruchomiono nam tv kablową z zagranicznymi programami i były tam kanały, które nadawały tylko bajki, pamiętam ten dzień jak dziś. Mimo, że były po niemiecku lub angielsku to i tak było to dla nas wielki rarytas. Na ulicach zaczęły pojawiać się nowe samochody, marki.dotychczas nie spotykane, a jeszcze kilka lat wcześniej wyglądałam u babci przez okno i patrzyłam jak auto jechało z włączonymi światłami w dzień- wszyscy wiedzieli, że ten to "z zagranicy" jedzie. Teraz tak się jeździ u nas, po 29 latach od tamtego czasu.
Czy tyle nam brakuje do nowoczesnej Europy?
Jesteśmy jak zwierzęta w zoo, przez lata niewoli marzymy o wolności, a wypuszczeni na wolność nie dajemy sobie rady i szukamy powrotu do zoo. W Zoo, mimo klatek i zamkniętych wybiegów, stwarzają nam pozorna wolność i sztucznie wykreowaną przestrzeń, ale w zamian za to pod nos 3 x dziennie podsuwają  marną karmę i wodę, a my w zamian za to zapominamy o wolności i chodzimy w kółko po wybiegu udając, że żyjemy i, że jest nam dobrze.

Fotografia:  Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=38748

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niby przyjaciółka z pracy. Czyli kto pod kim dołki kopie...

Pies morderca- Jamnik

Rok 2024 - Własna firma za karę.