Zanim rzucisz wszystko i pojedziesz w Bieszczady przeczytaj! - Wieś kontra miasto. Kto wygra ten mecz?





Gdyby to był mecz Polska- Senegal wszystko by było dla nas jasne: sędzia kalosz, Lewandowski zasłonięty, a Senegalczycy oszukiwali :-) Ale w starciu wieś kontra miasto już nic nie jest takie proste. W ciągu ostatnich kilku dni internet obiegł artykuł, o tym jak miastowym hałasy wsi przeszkadzają. W sieci rozgorzała dyskusja o wyższości jednych nad drugimi i o tym co nam wieś daje, a co zabiera. W związku z tym, że mieszkałam w mieście od urodzenia (nie jednym), a z własnej woli i chęci spełnienia marzeń przeprowadziłam się kilka lat temu na wieś, postanowiłam rozprawić się tu z tym tematem. Więc czytelniku zanim postanowisz rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, albo jakąkolwiek inną wiejską dzicz lub odwrotnie zapragniesz miastowego życia, przeczytaj czy to są właśnie Twoje oczekiwania.

1. To mit, że wieś to oaza ciszy i spokoju.
Tak, ale tylko w grudniu. Bo rolniki mają święta.We wszystkie pozostałe miesiące są prowadzone prace w polu i przy zwierzętach. Już na samym początku roku zaczyna się nawożenie, potem wylewanie gnojowicy, sianokosy,opryski, oranie, sianie i żniwa. W żniwa prace prowadzone są 24/h. Tak, muszą skosić zanim deszcz spadnie. Potem znowu oranie, sianie itd. W miedzy czasie codziennie trzeba odebrać mleko (przyjeżdża wóz), zaprowadzić krowy do obory, pieją kury, szczekają psy, chodzą kosiarki, dojarki, betoniarki,jeżdżą traktory, rżną piły. Cicho nie jest i jeszcze ptaki mordę drą!
Miasto. Ale i tak ma się to nijak do miasta, gdzie tak naprawdę te odgłosy wsi są sporadyczne w porównaniu z tramwajem przejeżdżającym pod oknem co 5 minut, 7 dni w tyg. 365 dni w roku, czy samochodami które jeżdżą non stop, trąbią, piszczą oponami, sygnalizatorami świetnymi, które pikają non stop oraz ludźmi którzy nigdy nie śpią i wszędzie się spieszą. Imprezy, okrzyki cało weekendowe pod oknami całymi nocami, alarmy samochodowe włączające się bez powodu i tak dalej i tak dalej.
Tak naprawdę hałas na wsi i hałas w mieście to niebo i ziemia, ale jeżeli ktoś chce absolutnej ciszy to w dzisiejszych czasach tylko bezludna wyspa. Dla mnie 1:0 dla wsi!

2. Shopping. 
Generalnie na wsi szopping polega na tym, że do Kazia idziesz po 20 jajek, do Basi po 5 kg ziemniaków, a do sklepu po piwo i lody. Gratuluję zakupów! Wydałeś jakieś 25 zł i kupiłeś co mogłeś. Sklep na wsi (bocznej, cichej, zapomnianej wsi) otwarty jest np. od 8 do 12 i od 16-19. Szczęście masz jak mieszkasz na wsi gdzie sklepowa mieszka w sklepie, wtedy możesz jej gitarę zawracać cały dzień, jak cię nie pogoni. Co do godzin otwarcia sklepu to nigdy nie pojmę ich sensu , bo 90% pracujących poza wsią chodzi do pracy na 6, 7 lub 8, wiec szans na jakieś bułki na śniadanie żadne. No i wracają kolejno 14, 15 max 16-ta. I co, sklep dalej zamknięty, a kiedy się robi zakupów najwięcej?- w porze obiadowej po powrocie z pracy czyli miedzy 12 a 16. Więc na zakupy jeżdżę do miasta. Zawsze.
W sklepie można kupić wszystko, ale najtańsze i najniższej jakości. Masła nie ma, tylko margaryna, chleb tylko na zamówienie, początki może 10 sztuk na cały dzień. Warzywa? Warzywa wyhoduj sobie sam.
Generalnie nabiał, wędliny, słodycze na wagę, napoje- sama chemia. Za to piwa i lodów od koloru do wyboru, ale co można chcieć kupić miedzy 16 a 19tą?!
Miasto.
Tu wiadomo, wszystkiego od koloru do wyboru, sklepy ze zdrową żywnością, markety, sklepy z ciuchami etc. Otwarte do późna od wczesnego ranka,a nawet całą dobę. Jedyne co jest mankamentem to wielkość wyboru, na wsi się bierze co jest, a w mieście się wybiera. 1:0 dla miasta.

3. Sąsiedzi. 
To prawda, że na wsi wszyscy się znają, ale to nie znaczy, że lubią. Taka znajomość od dziada pradziada, co wszyscy wiedzą o sobie wszystko nie jest wcale takie dobra. Na wsi ludzie są podzieleni, są tacy co to się tylko z własną rodziną bratają, a i tacy co lubią ich wszyscy ale i tak każdy na każdego coś ma i jak trzeba to to wyciągnie. Generalnie ci co mieszkają we własnym sąsiedztwie starają się ze sobą spotykać bo można liczyć na pomoc, ale o płot kłótnia jest zawsze. A to sztachetki tyłem do nas ułożył, a to rynnę nam na podwórko puścił, jego bluszcz rośnie po naszej szopie, a dzieci przez dziurę w płocie przechodzą - standard.
Miasto.
Tu sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, bo dzielimy mała przestrzeń. Sąsiad w mieście to często wróg nr 1, bo jego pies sra pod oknami, bo robi remont cały rok (co można remontować przez cały rok?! Bo dzieci hałasują tupaniem nam w sufit, zalewa nas 3 razy do roku, albo niedajboże wznieci pożar. Trzaska drzwiami po nocy, pali fajki na balkonie i rzuca kiepy na trawnik ale nic tak nie boli jak na osiedlowym parkingu parkuje 2 samochody!! Ludzie w mieście mogą 30 lat na jednej klatce mieszkać i się nie znać. Można być 100% anonimowym. Tu daję 1:0 dla wsi jednak.

4. Transport.
Na wsi bez samochodu ani rusz. Autobusy rzadko jeżdżą i zazwyczaj godzin nie dopasujesz, jak masz dzieci to już w ogóle. Lekarz, szpital, zajęcia dodatkowe czy zakupy, bez samochodu nie dasz sobie rady. Pomijam fakt jakości samochodów na wsi i jazdy pod wpływem, to niestety się zdarza ale nie wiem czy w mieście nie jest z tym równie źle. Dobrze mieć jeszcze rower, motorynkę do lasu na grzyby, jakiś mały ciągniczek do prac w ogrodzie. Wieś kocha jazdę na byle czym, za to zaparkujesz gdzie chcesz.
Miasto. W mieście w zasadzie nie trzeba mieć samochodu, swobodnie dojdziesz bądź dojedziesz gdzie chcesz: tramwajem, autobusem, metrem pociągiem. Ale jak już masz samochód to lipa z parkowaniem. Nawet nie mówię o wypadzie np. do urzędu czy na miasto ale o parkowaniu pod blokiem. Tam się odbywa regularna wojna o miejsca. Tu daję 1:1.

5. Smród.
To już ostatnie porównanie ale niezwykle ważne, ponieważ po hałasie, sąsiedztwie i komunikacji to właśnie smród i insekty są wyznacznikiem jakości mieszkania.
Wieś to oaza dla much. Jak rolnik wyleje gnojowicę to muchy są wszędzie i nie dadzą ci żyć. Muchy na wsi są inne niż w mieście, są jak komary, nie usiedzisz w miejscu jak jest mucha w domu ani nie zaśniesz jak masz choć jedną muchę w pokoju. Ale rolnik wylewa gnojowicę sporadycznie i śmierdzi krótko. Tak samo gnój na polu, to też są sporadyczne sprawy. Pająki, mrówki inne żuki jest ich na pewno więcej niż w mieście ale częste sprzątanie, siatki w oknach pomogą wyeliminować problem. Poza tym smród obornika nie szkodzi.
Miasto. Tu śmierdzi coś innego. Spaliny, dym papierosowy, kupy z zasranych trawników, obiad sąsiada na klatce schodowej, śmieci z  podwórkowego śmietnika, dym z kominów i kominków, brudny żul w tramwaju. Smród miasta jest dużo bardziej szkodliwy ale nie ma tu w zasadzie insektów. Muchy nawet jak są to krążą pod żyrandolem to nie latają po mieszkaniu. Wynik 1:0 dla wsi.

Te 5 porównań dla mnie daje jednoznaczny wynik większości pozytywów dla wsi. Ale zdaję sobie sprawę, że jest multum osób które sobie absolutnie nie wyobrażają życia na wsi bo aby żyć na wsi trzeba mieć mnóstwo zajęć, które sprawiają przyjemność, bez tego można popaść w depresję i trzeba wieś kochać. Miasto na pewno daje dużo więcej możliwości: do spotykania się, rozrywek, pracy i nauki. Wieś mówi, że gdyby nie oni to miasto by nie miało co jeść, ale dzięki miastu wieś ma zbyt i pieniądze wiec szanujmy się, a będzie zgoda.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niby przyjaciółka z pracy. Czyli kto pod kim dołki kopie...

Pies morderca- Jamnik

Rok 2024 - Własna firma za karę.